|
Już od pewnego czasu admin zaproponował nowy dział tematyczny tego forum - \"Bezpieczeństwo w górach\". Nie wzbudził on większego (czyt: żadnego) zainteresowania. Sam zresztą uważałem, że tematyka ta z powodzeniem mieści się w pierwszym dziale, ale po chwili zastanowienia wykoncypowałem, a może chodziło mu o inne spojrzenie na ten problem? A może nie miał na myśli \"kroniki wypadków\", może sugerował potrzebę bardziej analitycznego spojrzenia na górskie nieszczęścia? Zechce - sam o tym powie. Ja, tytułem próby, proponuję wątek jak w temacie.
Jest 2 październik, zaledwie kilka dni temu. Na Bystrą, doliną o tej samej nazwie, idzie dwoje Polaków: kobieta i mężczyzna. Osiągają najwyższy szczyt Tatr Zachodnich i wyruszają w drogę powrotną. Co było powodem, że jeszcze na piku zastaje ich zapadający zmrok - nie wiem. Może późno wyszli lub po drodze były nieprzewidziane problemy? Cel osiągnięty, wtedy jeszcze nikomu nie przychodzi nawet do głowy, że prawdziwe kłopoty zaczną się dopiero niebawem.
Kto zainicjował akcje poszukiwawczą nie zainteresowało mnie specjalnie, więc na takie pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, wystarczy, że zachranary natrafili na mężczyznę o godz 3 nad ranem na grani pomiędzy Kobylou a Kotlovou, natomiast kobietę odnaleziono już po świcie na Kolibie pod Kotlovou.
Jak do tego doszło? Wszystko co poniżej to moja wizja, oni sami wiedzą tylko, że zgubili drogę.
Odwrót rozpoczęli przy zapadającym zmierzchu. Wiał silny wiatr, była mgła i mżył deszcz. Czekała ich niewyobrażalnie długa - jak na porę dnia i warunki - droga. Nie posiadali światła (a na pewno nie posiadali światła sprawnego).
Kto zna przebieg tej trasy wie, że perć biegnie granią Kobylou ale po jakimś czasie obniża się w dolinę. W tym prawdopodobnie miejscu, nie mając kontaktu wzrokowego doszło do rozdzielenia: on poszedł dalej granią i na niej pozostał do momentu odnalezienia (wysokość nieomal 2000 m.n.p.m.), ona - zauważyła skręt i odnalazła się dużo niżej w dolinie nie mając również żadnych szans na pokonanie całej tury.
Idąc do góry zaplanowali powrót tą samą trasą. Przyjęli to jako aksjomat - to ich wpakowało w tarapaty, które popamiętają na zawsze. Zapewniam wszystkich, którzy nie mają za sobą \"kibla\" (tak w naszej slangu określa się nieplanowany biwak), że noc poździernikowa, spędzona w Tatrach - nawet z przedstawicielem płci przeciwnej - nie ma nic wspólnego z romantycznością.
Nikt im widocznie wcześniej nie uzmysłowił prostego faktu, że dla idących pierwszy raz, miejsca w których szlak opuszcza grań lub główny ciąg dotychczasowej drogi, należy zapamiętać odwracając się przynajmniej. Nie od rzeczy będzie zostawić jakiś wyraźny znak, który w drodze powrotnej nas wybawi.
Ale tak po prawdzie błąd polegał na czym innym. Wystarczy pobieżny rzut oka na mapę, żeby stwierdzić fakt oczywisty - zmiana planów była koniecznością.
Zmrok zapadał ,przed nimi długie godziny marszu terenem zupełni nie znanym. Tymczasem krótki odcinek grani płn. do Błyszcza i stąd dwie możliwości:
- albo wygodnie i szybko na Pyszniańską Przełęcz a z niej wyraźnymi
zakosami do Dol.Pyszniańskiej i niebawem schronu
- albo zapewne dobrze znaną trasą z Błyszcza na Raczkową Przeł., Siwą
Przeł. i Starą Robotą do Polany Iwanówka. Tam kilka szałasów i droga
jezdna do schronu.
Jak widać nawet \"na Zachodzie\" przydaje się lepsza orientacja w terenie a przygotowanie do wycieczki to nie tylko apteczka i dobre buty.
Nie poddajcie się w górach - i na litość boską - nie opowiadajcie mi głupot o przepisach TPN i granicach państwowych.
|