Turyści żądają nawet... automatów z zimną colą przy szlakach.
Mieszczuchy domagają się koszy na śmieci w Tatrach. W góry ciągle przyjeżdżają ludzie, którzy zamiast kontaktu z przyrodą chcą tu znaleźć komfortowe, miejskie warunki.
Na tatrzańskich szlakach w weekend majowy można było spotkać osoby, które mają pretensje do Tatrzańskiego Parku Narodowego, że na trasie nie ma ławek a przede wszystkim... koszy na śmieci. Przyrodnicy kolejny raz tłumaczą, że ustawienie ich jest niemożliwe. Kosz, nawet systematycznie opróżniany, jest łakomym kąskiem dla dzikich zwierząt, które zatracają swój instynkt w kontakcie z ludzką cywilizacją.
Jak zaznaczają pracownicy TPN, koszy nie da się tak zdezynfekować, aby nie wydzielały zapachów. Nawet pusty kosz przyciąga zwierzynę. – Nie chcemy aby zwierzęta uczyły się, że przy szlakach mogą znaleźć dla siebie coś do zjedzenia – mówi dyrektor TPN. Turyści mają inny punkt widzenia.
– Trzeba iść 9 kilometrów do schroniska. Ludzie piją w tym czasie wodę, a potem nie ma gdzie wyrzucić butelek. Może więc kosze, by się przydały? – irytował się w trasie do Doliny Kościeliskiej młody człowiek, który z grupą kolegów przyjechał z Torunia.
Pretensje turystów najczęściej dotyczą jednak drogi do Morskiego Oka. – Ludzie, którzy idą drogą asfaltową, często mają przeświadczenie, że to wciąż miejskie warunki. Nic bardziej mylnego. Jesteśmy w samym sercu gór. I stąd oczekiwania, aby rozstawić wzdłuż drogi kosze na śmieci, są chybione – mówi Paweł Skawiński, dyrektor TPN.
Bywają i tacy turyści, którzy mówią, że zapłacili za bilet, więc żądają na trasie ławek, a nawet... automatów z coca colą. Zimą z kolei mają pretensje, że droga nie jest posypana piaskiem.
Przyrodnicy mówią stanowczo – koszy na śmieci w polskiej części Tatr nigdy nie będzie. Nie jest to objaw skąpstwa parku, a przemyślanej polityki. – Gdybyśmy kosze te sprzątali dwa razy dziennie, i tak byłyby pełne. Wystarczy postawić pojemnik i zaraz jest on zasypany śmieciami. Ludzie, jak widzą kosz, wyrzucają wszystko, co mają zbędnego. Koszy nie ma, więc spora część turystów to, co wnosi ze sobą w Tatry, zabiera z powrotem – mówi Skawiński.
Nie do końca ma rację. Zdarzają się delikwenci, którzy idą w góry bez plecaka, z butelką z napojem. I potem wyrzucają ją na drogę, uważając, że ktoś przyjdzie i po nich posprząta.
– Tutaj zaczyna działać zasada, że śmieć generuje śmieć – mówi Skawiński. – Idzie następna osoba, widzi leżącą butelkę i też coś zostawia. Jak jest brudno, to i ja coś dołożę.
Przemysław Bolechowski