Zdaniem TPN, w Tatrach jest mniej narciarzy. Na Kasprowy wyjeżdża więcej spacerowiczów. Czasami zaledwie 20 proc. osób w wagoniku to narciarze – uważa Skawiński.
Według Tatrzańskiego Parku Narodowego, w ostatnim czasie coraz więcej pasażerów wagoników kolejki linowej na Kasprowy Wierch to nie narciarze, ale zwykli turyści, którzy chcą popatrzeć na panoramę Tatr i zjechać nie na nartach, lecz wagonikiem z powrotem do Kuźnic.
Czy nadchodzą zatem ciężkie czasy dla Zakopanego i narciarstwa w Tatrach? Od lat wiele osób wieszczy, że niezmodernizowanie drogi dojazdowej pod Tatry, zamknięcie trasy narciarskiej na Gubałówce i brak nowych tras narciarskich dla wymagających zemści się na Zakopanem i narciarze zaczną jeździć gdzie indziej. Teraz pojawiają się głosy, że i uprawianie narciarstwa na Kasprowym Wierchu staje się coraz mniej modne.
– Obserwuję ruch narciarski i widzę, że wagoniki kolejki wożą coraz mniej narciarzy, a coraz więcej pasażerów w płaszczach – rzuca Paweł Skawiński, dyrektor TPN. – Czasami zaledwie 20 procent osób w wagonie to osoby z nartami. Powoli więc nieaktualne staje się twierdzenie, że Kasprowy Wierch to mekka dla narciarzy i miejsce, gdzie można w warunkach wysokogórskich poszaleć na deskach. Maleje więc zainteresowanie Kasprowym Wierchem.
Nie spełniły się zatem czarne proroctwa wieszczone przez ekologów przed modernizacją kolejki, że zwiększenie jej przepustowości w zimie ze 180 na 360 osób na godzinę spowoduje wzrost liczby narciarzy, ci zaś zdewastują przyrodę w rejonie Kasprowego.
W ostatnich dniach, aby wjechać na szczyt Kasprowego Wierchu, w ogonku do kolejki trzeba było odstać nawet kilka godzin. Średnio w styczniu na szczyt Kasprowego mogło wjechać nawet 80 tys. ludzi, a dziennie – do 3 tys. Tłumy chętnych stały w gigantycznej kolejce w Kuźnicach. Pozostaje jedynie pytanie, czy są to narciarze czy ludzie, którzy sam wjazd wagonikiem i możliwość podziwiania Tatr ze szczytu Kasprowego traktują jako atrakcję.
– Nie zaobserwowaliśmy zmniejszenia liczby narciarzy w tym rejonie – informuje Andrzej Laszczyk, prezes Polskich Kolei Linowych. – Oczywiście, trudno mi z marszu ustosunkowywać się do takiej tezy, ale nie sądzę, aby narciarze mieli zapomnieć o Kasprowym Wierchu. Trzeba też pamiętać, że rano wjeżdżają narciarze, a w godzinach popołudniowych właśnie turyści. Wczoraj częściej można było spotkać zwykłych turystów.
– Jedziemy dla podróży kolejką i widoków – mówi Agnieszka Zych z Sosnowca. – Kasprowy to góra dla wprawnych narciarzy, więc nie mamy nart. Nie widzę nic złego w tym, że razem z narciarzami i my na chwilę wjedziemy w Tatry.
Wśród czekających na kolejkę w Kuźnicach są i ludzie z nartami. Ci twierdzą, że Kasprowy to świętość dla narciarzy.
– Kasprowy niemodny? – zastanawia się Rafał Wojakiewicz z Olsztyna. – Niemożliwe. To jedyne miejsce w Polsce, gdzie znaleźć można trasę alpejską.
Przemysław Bolechowski