Skibus zabiera narciarzy spod Nosala za granicę. Wywołuje to mieszane uczucia na Podhalu.

Od soboty spod zakopiańskiego Nosala jeździ skibus na Słowację do kompleksu narciarskiego Szczyrbskie Pleso. Polskich narciarzy na słowackie stoki wywozi Marian Strama, właściciel stacji narciarskiej na Nosalu. Według niego wspólne działanie ze Słowakami to jedyna przyszłość dla Zakopanego, bo inaczej zostaniemy daleko w tyle. Tym bardziej że z powodu słabych opadów śniegu coraz trudniej uruchomić trasy narciarskie na Kasprowym Wierchu. Wciąż nie działa wyciąg krzesełkowy w Kotle Goryczkowym.

Nie wszyscy turyści są tym pomysłem zachwyceni. - Nie lepiej zainwestować w bazę narciarską na Podhalu - zastanawia się 32-letnia Anna Marcinek, turystka z Warszawy. - W Zakopanem coraz mniej się dzieje i rzeczywiście niedługo nie zostanie nam nic innego, niż jeździć na narty na Słowację.

Podobne zdanie ma Andrzej Bachleda Ałuś, wicemistrz świata w narciarstwie alpejskim z 1970 roku. Uważa, że jedyną szansą dla Zakopanego, by nie wypaść z wyścigu do narciarskiego tortu, jest mocniejsze zagospodarowanie pod względem narciarskiej infrastruktury rejonu Kasprowego Wierchu.

- Chodzi o kotły Gąsienicowy, Goryczkowy i Świński. Do tego pasmo gubałowskie powinno być absolutnie dozbrojone w wyciągi, by te kilka tysięcy ludzi mogło tam szusować codziennie - zaznacza Ałuś. - Wszędzie można, tylko nie u nas. Może w końcu ta zapora niemożności puści - dodaje.

Na razie tegoroczna oferta dla turystów na Podhalu bynajmniej nie rzuca na kolana z zachwytu. Wciąż nie może ruszyć druga trasa na Kasprowym Wierchu w Kotle Goryczkowym, nie ma bowiem wystarczającej ilości śniegu.

- Na Goryczkowej jest szalenie niebezpiecznie - mówi Paweł Murzyn z Polskich Kolei Linowych. - Spod śniegu wystają kamienie - dodaje. Nie działają też trasy na Gubałówce, na Butorowym Wierchu, na Kotelnicy w Zakopanem.

Strama broni więc swego pomysłu, jak może. - Pewnie teraz w Zakopanem wielu wiesza na mnie psy, że wywożę narciarzy spod Nosala na Słowację. Ale ja jestem zwolennikiem idei, że należy stworzyć jeden wielki kompleks narciarski polsko-słowacki. To jest dla nas jedyna szansa, by w jakiś sposób konkurować z Alpami. Liczę, że to przyniesie w przyszłości korzyści - argumentuje.

Pierwszy skibus wożący narciarzy na Słowację wywiózł 42 osoby. - Było pełne auto. Liczymy, że tak będzie nadal - mówi Lenka Matiaszowska, zajmująca się marketingiem w ośrodku narciarskim Szczyrbskie Pleso. - Nie ma się co dziwić, to znakomita oferta.

Na razie skibus na Słowację jeździ dwa razy w tygodniu, w soboty i w środy. Za 149 zł od osoby narciarz ma opłacony karnet na stoki na cały dzień, obiad w restauracji, a do tego ubezpieczenie podróży i na wypadek nieprzyjemnych zdarzeń na stoku. W cenie oczywiście jest także transport. Co prawda w Zakopanem za taki zestaw może wyjść nieco taniej, bo ok. 120 zł (za możliwość szusowania przez cały dzień trzeba zapłacić 75-80 zł, za obiad w restauracji ok. 30 zł, za ubezpieczenie ok. 10 zł dziennie). Niemniej jednak Słowacja kusi przede wszystkim trasami narciarskimi. O ile w całym Zakopanem będzie ich ok. 15 km (włącznie z Kasprowym Wierchem), o tyle w samym ośrodku Szczyrbskie Pleso jest 12 km tras. Dodajmy, że niedaleko znajdują się dwa inne duże ośrodki narciarskie - Tatrzańska Łomnica (8,5 km tras) i Stary Smokowiec (4,5 km), w sumie ok. 25 km tras.

Według Jana Bośnovića, dyrektora Narodowego Centrum Turystyki Słowackiej w Polsce, o ile pod Giewontem nie zmieni się nastawienie górali, to za rok Polakom będzie jeszcze trudniej konkurować ze Słowacją. - Chciałbym, żeby kiedyś powstał polsko-słowacki skipass tatrzański -mówi.

Współpraca: raz

Łukasz Bobek