Dwie turystki ranne wysoko w górach. Trafiły do szpitala, ich stan jest dobry. W trudnej nocnej akcji pod Rysami brało udział 17 ratowników TOPR.
Dwie Belgijki, które w sobotę wraz z grupą przyjaciół wybrały się na Rysy, nie spodziewały się, że ich wycieczka tak się zakończy. W górach zastał je wieczór. Kobiety poślizgnęły się na płacie śniegu i zjechały w dół. Po ośmiogodzinnej, brawurowej akcji Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego znalazły się w szpitalu.
Godz. 20.40. W dyżurce TOPR przy ul. Piłsudskiego w Zakopanem dzwoni telefon. To zagraniczni turyści. Po krótkiej rozmowie dyżurnemu ratownikowi udaje się ustalić, że grupa ludzi schodziła z Rysów. Opowiadają, że idąca z nimi kobieta poślizgnęła się na płacie śniegu i zjechała w dół kilkadziesiąt metrów. Żyje i jest przytomna, ale potrzebuje pomocy. Zresztą słychać, że grupa Belgów jest totalnie spanikowana.
Dyżurny ratownik dzwoni na lądowisko przy zakopiańskim szpitalu. Może uda się błyskawicznie poderwać maszynę i w rejon zdarzenia wysłać śmigłowcem grupę ratowniczą. Krótka wymiana zdań i konsultacja, co robić, bo bezpieczeństwo załogi helikoptera też jest ważne. Ściemnia się, w dodatku do TOPR dociera informacja, że Czarny Staw pod Rysami jest przykryty mgłą. – To zła wiadomość dla czekających na pomoc, bo wiadomo już, że trzeba będzie samochodami przerzucić ratowników pod schronisko w Morskim Oku i dalej już podchodzić w stronę miejsca zdarzenia – relacjonuje kierujący wyprawą Roman Szadkowski z TOPR.
Godz. 20.50. Dyżurny ratownik błyskawicznie szykuje grupę na wyprawę – znajduje się w niej 11 ratowników. Do samochodów terenowych pakowane są nosze i całe niezbędne wyposażenie, m.in. 50-metrowe zwoje lin, pętla i karabinki. Od wezwania mija zaledwie kilka minut, gdy w stronę Morskiego Oka ruszają samochody TOPR.
Godz. 21.15. Ratownicy docierają nad Morskie Oko, zaczynają rozładowywać sprzęt. Jest już zupełnie ciemno. Wszyscy się śpieszą, bo wiadomo, że to dopiero początek trudnej nocnej akcji .Najpierw w stronę Belgów wychodzi ratownik dyżurujący w schronisku w Morskim Oku. Wiadomo już, gdzie należy szukać ludzi czekających na pomoc. Znajdują się w rejonie Żlebu pod Rysami. 11 ratowników, objuczonych kilkudziesięcioma kilogramami sprzętu i noszami, rusza spod schroniska w stronę Rysów. Początkowo idzie się po łagodnych, kamiennych schodach, które później podchodzą do góry w stronę Czarnego Stawu. Przeciętny turysta już tu może dostać zadyszki, ale grupa mocnym tempem idzie dalej. Czas ucieka, a ratownicy TOPR wiedzą, że pomocy potrzebuje cała grupa turystów, którzy są zszokowani po wypadku koleżanki. Ich też trzeba będzie spokojnie sprowadzić w dół.
Godz. 23.03. TOPR-owcy dochodzą do Belgów. Poharatana turystka jest jakieś sto metrów od szlaku, w rejonie tzw. balkonu. Poraniona Belgijka, nie chcąc zrobić fałszywego kroku, cierpliwie czeka na pomoc. Również reszta towarzystwa nie próbuje w ciemności dojść do koleżanki. Ratownicy szybko dochodzą do poszkodowanej, opatrują ją i... okazuje się, że pomoc potrzebna jest także drugiej poszkodowanej. Już po wypadku pierwszej turystki i zaalarmowaniu TOPR, inna kobieta z grupy potknęła się i poślizgnęła. Upadła i również odniosła dotkliwe obrażenia. Czeka na pomoc nad progiem Kotła pod Rysami. Ratownicy idący na pomoc Belgom nie wiedzieli o tym zdarzeniu.
– Na miejscu krótka narada i decyzja: potrzeba więcej ludzi – mówi Roman Szadkowski. TOPR-owcy szybko ściągają kolejnych siedmiu ratowników. Ostatecznie w nocnej akcji pod Rysami bierze udział 17 osób. Trzeba ostrożnie znieść w dół na noszach dwie ranne kobiety. Noc jest chłodna – w Zakopanem jest zaledwie +7 stopni Celsjusza, a wysoko w Tatrach znacznie zimniej. Do tego wiatr robi swoje i zimno jest wyjątkowo dotkliwe.
Godz. 23.45 rusza transport pierwszej rannej osoby. Znoszenie w dół ciężaru na noszach jest nie lada sztuką. Około godziny później w dół rusza grupa ratowników transportująca drugą ranną.
Godz. 3. Wszystko idzie bardzo sprawnie i pierwsza grupa ratowników z poszkodowaną jest przy schronisku w Morskim Oku.
Godz. 4. Ratownicy sprowadzają w dół drugą poszkodowaną osobę.
Godz. 4.30. Samochody TOPR docierają do Zakopanego, kiedy już powoli zaczyna świtać. Ale najważniejsze, że się udało i obie pechowe turystki trafiły do zakopiańskiego szpitala. Mają ogólne obrażenia ciała, ale ich stan jest dobry.
Przemysław Bolechowski