Starosta chce wozić turystów PKS-em. Fiakrzy i TPN przeciwni temu pomysłowi.
Czy turyści, którzy chcą podziwiać najpiękniejsze tatrzańskie jezioro, będą mogli tam dojechać autobusem? Taki pomysł ma starosta tatrzański. Andrzej Gąsienica Makowski chce, aby kursy rozpoczęły się po zakończeniu remontu drogi do Morskiego Oka.
Parkowcy i ekolodzy uważają to za absurd. Fiakrzy wożący turystów są przerażeni tą wiadomością. – Większość z nas straci pracę – mówią.
Mija równo 20 lat, odkąd ostatni autobus zawiózł turystów nad jezioro. Gdy w 1988 roku pół drogi zjechało w dół i powstało olbrzymie osuwisko, linia autobusowa Zakopane – polana Włosienica została zlikwidowana. Turystom nie pozostaje nic innego, jak iść 9 km w jedną stronę i tyle samo z powrotem lub jechać fasiągiem, w sezonie letnim za 30 zł od osoby.
Od lipca jednak trwa remont wszystkich sześciu osuwisk na drodze do Morskiego Oka. Kiedy się zakończy, starosta tatrzański, który jest zarządcą drogi, zamierza wyremontować jej nawierzchnię i... po latach uruchomić linię autobusową.
– Oczywiście będzie to autobus ekologiczny – zapewnia Gąsienica Makowski. – Myślę, że turyści poprą ten pomysł.
Cepry rzeczywiście przyklaskują projektowi starosty.
– Gdyby tam kursował jakiś ekologiczny pojazd, to czemu nie? Ci fiakrzy tyle biorą, że to skandal. A jak idzie ktoś z dziećmi czy starsza osoba, to niema wyjścia i musi zapłacić 30 złotych pod górę – mówi Zbigniew Rzeszyński, turysta z Bytomia.
Dla fiakrów taka wiadomość to jednak katastrofa. – Połowa z nas, albo i więcej, straci pracę! – mówią zszokowani woźnice, którzy niedawno wykosztowali się na zakup nowych fasiągów, a od 1 września są dodatkowo skazani na trzymiesięczny przymusowy urlop, bo droga jest zamknięta z powodu remontu.
– To przerażająca informacja dla bukowian! – twierdzi Sylwester Pytel, wójt gminy Bukowina Tatrzańska, skąd pochodzą fiakrzy. Wylicza, że wystarczy jeden autobus, który będzie kursował tam i z powrotem, i zabierze połowę ludzi, którzy jechaliby fasiągiem, a połowa woźniców straci pracę.
– Wozy do Morskiego Oka, powożone przez górali, są atrakcją turystyczną, stanowią część lokalnego kolorytu. Ale jak będzie autobus, którym turysta wjedzie za 10 zł w ciągu 20 minut niemal pod samo schronisko, to on będzie „smolił” atrakcję, o wiele przecież droższą niż autobus! – tłumaczy wójt.
Pomysłem starosty zdziwieni są pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Im więcej udogodnień dla turystów w Tatrach, tym gorzej dla przyrody – podkreśla Stanisław Czubernat, wicedyrektor TPN. – Drogą do Morskiego Oka i tak wędruje dziennie kilka tysięcy osób. Tyle że teraz, gdy turysta przejdzie te 18 kilometrów, drugi raz raczej się już tam nie wybierze. A jak będzie autobus, pojedzie i 10 razy. A my nie chcemy, aby ludzie nad Morskim Okiem umierali z powodu ścisku! – żartuje Czubernat. Zapowiada, że TPN nie poprze rozwiązań, które zwiększą frekwencję w Tatrach.
– Jednak to starosta zarządza drogą – przyznaje.
Remont drogi do Morskiego Oka zakończy się w przyszłym roku.
Halina Kraczyńska