E-mail Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Nowiny
 Przegląd prasy i nowin
   Zakopane
   Tatry
   Podhale
   Kultura
   Narty
Felietony
Opowiadania
Multimedia
Gastronomia
Fotoreportaże
Dziennikarze PPWSZ
Kalendarz imprez
Pogoda/kamery
Ogłoszenia
Forum dyskusyjne
Redakcja
 Reklama
Zakopane, Tatry, Podhale
E-mail
Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Zakopane
 nawigacja:  Z-ne.pl » Portal Zakopiański

Felietony
Trafiona przez piorun
( )

strona: 3/6
1 2 3 4 5 6 


Sakrament małżeństwa

Chciałabym wam również opowiedzieć o wielkiej łasce płynącej z sakramentu małżeństwa. Gdy ktoś przyjmuje w Kościele sakrament małżeństwa i mówi swoje „tak” i tym samym zobowiązuje się dochować wierności, być wiernym w dobrych i złych chwilach, wtedy obiecuje to samemu Bogu Ojcu. On jest tym jedynym świadkiem, gdy składamy sobie obietnice. Gdy umrzemy, ujrzymy ten moment zapisany w naszej Księdze życia. Widziałam, jak para małżeńska w owym momencie spowita jest niewymownie piękną, złocistą poświatą. Bóg Ojciec zapisuje te słowa złotymi literami w naszej Księdze życia. Kiedy później przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana, zawieramy przymierze z Bogiem i z osobą, którą sobie wybraliśmy na małżonka/małżonkę, z którą chcemy dzielić całe życie. Kiedy oznajmiamy naszą wolę, te słowa są zobowiązaniem nie tylko wobec partnera, alei wobec Trójcy Przenajświętszej.

Pan pozwolił mi zobaczyć, jak w dniu mojego ślubu, gdy mój mąż i ja przyjęliśmy Komunię św., nie byliśmy tylko my dwoje, lecz troje: my i Jezus. W chwili bowiem, gdy przyjmujemy Komunię św., Pan tak nas jednoczy, że jesteśmy jedno. Bierze nas do Serca i w Jego Sercu stajemy się jedno. Razem z Jezusem tworzymy świętą trójcę. „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!”. I teraz pytam: kto jest w stanie rozdzielić taką JEDNOŚĆ? Nikt! Nikt, moi bracia i siostry w Chrystusie Panu, nikt nie może rozbić tego przymierza. Naprawdę nikt, po tym jak Bóg je pobłogosławił. I nie wyobrażacie sobie także, jakie błogosławieństwo spoczywa na parze osób dziewiczych zawierających związek małżeński!

Ujrzałam również ślub moich rodziców. Gdy mój ojciec wkładał mojej matce pierścionek na palec, a ksiądz ogłaszał ich mężem i żoną, Pan przekazał ojcu laskę pasterską, promieniejącą Światłem, która była u góry zgięta. To jest łaska, którą Pan daje mężowi. To prezent autorytetu Boga Ojca, aby mąż mógł opiekować się małą trzódką swojej rodziny – którą są dzieci, zrodzone w małżeństwie – aby bronił małżeństwa i dzieci przed wieloma niebezpieczeństwami, na jakie narażona jest rodzina.

Mojej matce Bóg Ojciec dał coś podobnego do ognistej kuli i umieścił ją w jej sercu. Oznacza ona miłość Ducha Świętego. Zobaczyłam, że moja matka była bardzo czystą kobietą. Bóg był pełen radości.

Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak wiele nieczystych duchów próbowało zaatakować mojego ojca w tamtym momencie. Te duchy wyglądały jak larwy, jak pijawki.

Musicie wiedzieć, że gdy ktoś ma pozamałżeńskie stosunki płciowe, to wówczas te nieczyste duchy uczepiają się natychmiast tej osoby, oblepiają ją wszędzie, zaczynają od genitaliów, biorą w posiadanie ciało, hormony, osadzają się w mózgu, zajmują przysadkę mózgową, grasicę i wszystkie ważne miejsca organizmu ludzkiego oraz rozpoczynają produkcję wielkiej ilości hormonów, które pobudzają niskie instynkty. Przekształcają dziecko Boże w niewolnika żądzy, instynktów, pożądania seksualnego. Czynią z niego człowieka, o którym mawia się, że używa życia. A my mówimy tak lekkomyślnie: raz się żyje... ale to „raz” pociąga za sobą gorzkie konsekwencje...

Gdy para małżeńska jest dziewicza, Bóg jest szczególnie uwielbiony. Bóg zawiera z nimi święte przymierze i błogosławi ich seksualność. Seksualność bowiem nie jest grzechem. Bóg dał ją jako błogosławieństwo. Tam, gdzie małżeństwo zawierane jest przed Bogiem, tam jest On obecny, także w łożu małżeńskim. W sakramentalnie zawartym małżeństwie osoby udzielają sobie łask Bożych w intymnym obcowaniu, a w związku niepobłogosławionym brudzą się wzajemnie swoim grzechem.

Bóg raduje się, gdy może im towarzyszyć w ich nowym życiu. Bóg i taka para tworzą jedność. Szkoda, że wiele małżeństw nie wie tego i nie myśli o tym. Gdy bierze się ślub w kościele jedynie z tradycji, nie wierząc w ten sakrament, błogosławieństwa nie ma.

Wielu myśli podczas ceremonii o tym, aby jak najszybciej się skończyła, aby można było wreszcie świętować, jeść, pić, bawić się i wyjechać na miodowy miesiąc. Zapominają o Panu. Tak jak ja wtedy uczyniłam i zostawiłam Go samego. Do głowy mi nie przyszło, aby zaprosić Pana do mojego nowego domu, do mojego nowego życia. On tak bardzo lubi być zapraszanym do przebywania z nami, we wszystkich sytuacjach życiowych, radosnych i mniej radosnych. Chce, abyśmy odczuli Jego obecność. Wprawdzie jest obecny z racji sakramentu małżeństwa, lecz byłoby piękniej, gdybyśmy byli świadomi Jego obecności.

I ja nie zaprosiłam Go, aby po moim weselu przybył do mojego domu. Zostawiłam Go w kościele. Potem spędziłam mój miodowy miesiąc i w ogóle nie myślałam już o Nim. Wróciłam do domu, a On smutny pozostał na zewnątrz i w ogóle nie zwracałam na Niego uwagi, nie zapraszałam do siebie.

Jak dobrze byłoby dla małżonków, gdyby byli świadomi Jego obecności i nie popełniali tego samego błędu, jaki ja wtedy popełniłam. Przy ślubie moich rodziców najpiękniejsze było to, że Bóg przywrócił memu ojcu wszystkie łaski, które stracił z powodu swego rozpustnego życia. Bóg uczynił to z miłości do mojej matki, jego żony, która jako dziewica zawarła związek małżeński. Bóg uleczył przez to zbrukaną seksualność mojego ojca i cały związany z nią nieporządek hormonalny.

Ojciec jednak był bardzo „męski” – istny macho – i jego przyjaciele zaczęli go znowu zatruwać i zwodzić, mówiąc mu, aby nie dał się wodzić za nos żonie. Szybko go przekonali do powrotu do wcześniejszego trybu życia. Okazał niewierność powierzonej mu żonie, mojej matce, już w 14 dni po swoim weselu. Dał się zaciągnąć do domu publicznego, by udowodnić przyjaciołom, że jest panem siebie i że nie będzie pantoflarzem.

I wiecie, co się stało z laską pasterską, którą otrzymał od Pana? Demon mu ją zabrał. I wszystkie te brudne złe duchy powróciły i przykleiły się do niego. Mój ojciec przeobraził się z pasterza rodziny w wilka, który nie chronił już rodziny, a otworzył demonom drzwi na oścież i stał się postrachem całego domu.

Mój ojciec powiedział we łzach po tamtej stronie: „Dzięki mojej cudownej żonie, twojej matce, która modliła się przez 38 lat za mnie o moje nawrócenie i prowadziła przykładne życie jako ofiarna matka, zostałem uratowany przed piekłem.”

Moja matka modliła się przez 38 lat za mojego ojca, który prowadził zepsute i cudzołożneżycie, także z winy dziadka, który zabrał go jako 12-latka ze sobą do domu uciech, aby „zrobić z niego mężczyznę”. A wiecie, jak modliła się zawsze moja matka przed Najświętszym Sakramentem? Mówiła: „Panie, Boże mój, wiem i ufam, że nie pozwolisz umrzeć Swojej służebnicy, zanim nie ujrzę nawrócenia mojego małżonka. Proszę Cię nie tylko za moim mężem, a błagam Cię również, abyś wspierał wszystkie te biedne kobiety, które znajdują się w tej samej nieszczęśliwej sytuacji, co ja. Szczególnie proszę Cię za tymi kobietami, które oddają się mocy wróżbitów, czarnoksiężników i innych narzędzi magii oraz sił demonicznych. Proszę Cię za wszystkimi tymi, które w ten sposób sprzedają demonom swoje dusze i dusze swoich dzieci, zamiast trwać przed Najświętszym Sakramentem: przed Tobą, zamiast modlić się tutaj i Cię uwielbiać. Proszę Cię także za nimi. Wspieraj je wszystkie i uwolnij je z więzów Złego!”

Tak modliła się moja matka. I wiecie, dlaczego zawsze kochałam swego ojca? Ponieważ moja matka była dobrą kobietą, która nas nigdy, ani trochę, nie skłaniała do tego, by kogoś nienawidzić, nawet ojca, mimo że dawał jej ku temu powody.

Czasami moja matka mawiała do mnie, że miała widzenie i widziała, że po każdym ciężkim grzechu ziemia się otwiera i połyka daną duszę. Często naigrywałam się z tych jej opowiadań i nazywałam ją głupią i naiwną. Mówiłam często do niej: „Wiesz co, Bóg mi właśnie pokazał, jak otwarła się ziemia i połknęła tatę.” Mówiłam to, nawiązując do jej wypowiedzi dotyczących ciężkich grzechów.

Ale w tym drugim świecie stało się dla mnie jasne, że moja matka naprawdę miała mistyczną wizję. Odpowiedziała mi tak: „Tak, moja córko, widziałam twego ojca. Był spętany przez diabła, który chciał go zaciągnąć do otchłani. Ale musisz wiedzieć, że owiłam go natychmiast moim różańcem i zaciągnęłam do kościoła przed Najświętszy Sakrament. To była ustawiczna walka. Szatan chciał go zaciągnąć w dół swymi pętami, a ja swoim różańcem ciągnęłam go z powrotem w górę. I kiedy wreszcie przyprowadziłam go do kościoła, rzekłam do Pana: ‘Oto przyprowadzam Ci go i ufam, że Ty go uratujesz.’”

Mój ojciec nawrócił się osiem lat przed śmiercią. Z głęboką skruchą prosił Boga o przebaczenie, a miłosierny Bóg odpuścił mu. Mój ojciec jednakże nie odpokutował swoich czasowych kar za grzechy. Wprawdzie żałował, wyspowiadał się i otrzymał rozgrzeszenie, ale nie miał okazji odbyć pokuty. Dlatego znajdował się w czyśćcu, aż po szyję w tym cuchnącym bagnie, które już wcześniej opisałam.

Pokutowanie za popełnione grzechy i zadośćuczynienie to jedna z tych rzeczy, o których tak łatwo zapominamy. Właściwie bardzo mało o tym myślimy. Poza tym sami z siebie bardzo mało możemy zadośćuczynić. Ale Jezus w Najświętszym Sakramencie może nam udzielić łaski odpokutowania. Gdy Go odwiedzamy w Najświętszym Sakramencie i uwielbiamy Go, otrzymujemy często ten dar pokuty, zadośćuczynienia za skutki naszych grzechów.

W tym drugim świecie Bóg ukazuje nam, jak nasze grzechy wpływają na innych. Cierpi On bardziej z powodu skutków naszych grzechów dotykających inne osoby, aniżeli z powodu samego grzechu. Skutki te są zazwyczaj bezpośrednim atakiem na miłość. Bóg sam w Sobie jest miłością.

Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu to jedyna droga, która nas bezpośrednio prowadzi do Nieba. Zapamiętajcie to! To bardzo ważne dla nas wszystkich.

Gdy ktoś zdradza swojego współmałżonka, zdradza Pana Boga. Łamie obietnicę, którą złożył Bogu i swojemu partnerowi w dniu ślubu. Jeśli ktoś zamierza nie dotrzymać obietnicy małżeńskiej, niech lepiej nie zawiera związku małżeńskiego. Pan mówi do nas: „Jeśli jesteś niewierny, sam siebie potępiasz. Jeśli nie jesteś wierny, to się nie żeń.” Pan mówi: „Moje dzieci, proście Mnie o to, byście mogły być wierne swojemu współmałżonkowi, byście mogły być wierne waszemu Bogu.”

Ile szkód i cierpień doświadcza małżeństwo z powodu niewierności! Gdy np. mężczyzna idzie do domu publicznego albo rozpoczyna romans z sekretarką, to pomimo prezerwatywy zaraża się wirusem. Wtedy nie pomoże żadna kąpiel. Wirus nie ginie i później, gdy przychodzi do swej żony, przenosi tego wirusa na nią i ten zagnieżdża się w pochwie lub w macicy, a później rozwija się z tego rak. Tak, rak! Kto więc odważy się twierdzić, że cudzołóstwo nie zabija?! I jakże wiele kobiet, które dopuściły się cudzołóstwa, boi się, że zostanie odkryty ich cudzołożny związek, i chcą usunąć dziecko! Zabijają niewinnego człowieka, który nie może jeszcze ani mówić, ani się bronić. To zaledwie kilka przykładów nieprzewidzianych konsekwencji grzechów, krótkiej chwili przyjemności.

Cudzołóstwo zabija na różne sposoby. I mamy jeszcze czelność skarżyć się na Boga, atakować Go i zrzucać na Niego winę, gdy rzeczy nie mają się tak, jakbyśmy tego chcieli, gdy mamy problemy, gdy nas nawiedzają choroby. To my fundujemy sobie nieszczęście i ściągamy je na siebie naszymi grzechami. Za grzechem stoi zawsze przeciwnik, szatan. Otwieramy mu drzwi, gdy ciężko grzeszymy. A gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, wtedy Boga obarczamy odpowiedzialnością za to.

Biada temu, który próbuje zniszczyć małżeństwo. Gdy ktoś rujnuje małżeństwo, uderza w skałę, którą jest Jezus. Bóg chroni małżeństwo, nigdy w to nie wątpcie!

Chciałabym wam też jeszcze powiedzieć, że musicie dobrze uważać na wszystkich teściów, którzy mieszają się do małżeństwa dzieci, aby zniszczyć związek, zaszkodzić relacji małżonków, siejąc nieufność, uważając się za kogoś mądrzejszego. Nawet jeśli nie lubicie swojej synowej lub zięcia, czy słusznie czy nie, nie mieszajcie się w ich związek. Lepiej pomódlcie się za to małżeństwo. Oboje są już w małżeństwie i nic już nie można zrobić. Jedyną rzeczą, którą możecie uczynić, to modlitwa za nich. Módlcie się za to małżeństwo i milczcie. I ofiarujcie Panu swoje milczenie, które być może nie przychodzi wam łatwo. Wiele kobiet się potępiło, gdyż mieszały się do małżeństwa swoich dzieci. To bardzo ciężki grzech. Gdy zauważacie, że coś nie jest w porządku, że jedno z nich grzeszy przeciwko małżeńskiej obietnicy, zamilknijcie i módlcie się. Proście Boga za nimi, proście Boga o pomoc.

Możecie również porozmawiać z obojgiem i prosić ich, aby ratowali swe małżeństwo, aby brali pod uwagę swe dzieci, gdyż małżeństwo jest po to, aby kochać, obdarzać się i wzajemnie sobie przebaczać. Trzeba walczyć o małżeństwo, ale nie poprzez mieszanie się i ustawianie się po jednej stronie barykady.

Czcij ojca swego i matkę swoją

Doszliśmy do czwartego przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją! Także tu Pan ukazał mi, jak niewdzięczna byłam za życia względem moich rodziców. Jak często i jak strasznie klęłam na nich oraz wymyślałam im. Wyrzucałam im, że nie mogą mi zaoferować tego wszystkiego, co otrzymały moje koleżanki. Stało się dla mnie jasne, jak bardzo byłam nie umiejącą niczego cenić córką, dla której wszystko, co z trudem i wyrzeczeniami dawali mi rodzice, nie miało żadnej wartości. Tak, nawet do tego stopnia żywiłam urazę do rodziców, że twierdziłam, że ta kobieta nie może być moją matką, gdyż po prostu jest dla mnie zbyt prymitywna. Dla mnie była nikim, jak więc mogła być moją matką.

Przerażającą rzeczą było dla mnie ujrzeć rezultat: widzieć siebie jako kobietę bezbożną, która wszystko niszczyła oraz negatywnie wpływała na wszystko, co stanęło jej na drodze. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wmawiałam sobie, że jestem kimś wyjątkowym, szczególnie dobrym i świętym. Pan wyjaśnił mi również, dlaczego wmawiałam sobie, że przy tym czwartym przykazaniu nie muszę się niczego obawiać. Byłam pewna, że z łatwością sobie tutaj poradzę, gdyż w ostatnich latach życia rodziców finansowałam lekarzy i leki, których potrzebowali, gdy chorowali. Tylko z powodu tego faktu wmawiałam sobie, że wypełniłam czwarte przykazanie bardziej, niż było to nakazane. Pasowało to do mojej filozofii życia, w której wszystkie moje czyny oceniałam i segregowałam według zasady pieniędzy. Tak samo było i z moimi rodzicami. Mój mąż podjął zobowiązanie pokrycia opłat, a ja mówiłam: „Spójrz na tych dwoje bezwstydnych ludzi! Nie zostawią nam nic w spadku, a w dodatku trzeba na nich wydać fortunę. Rodzice moich przyjaciół, przeciwnie, zostawią im dobra...” I Pan ukazał mi, jak analizowałam wszystko przez pryzmat pieniądza i jak manipulowałam rodzicami, kiedy posiadałam pieniądze i pozycję. Dzięki bogactwu urosłam dla nich, żyjących w prostych warunkach, do rangi bóstwa, które czcili, oślepieni moimi pieniędzmi.

Ta sytuacja, uwarunkowana mamoną, pozwoliła mi także na bezczelne obchodzenie się z moimi rodzicami. Nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo bolało mnie to jasne poznanie – miałam je z łaski Boga – mojego wcześniejszego życia, jaki głęboki ból sprawiało. Musiałam przypatrywać się, jak mój tata z wielkim smutkiem płakał i szlochał nade mną i moim zachowaniem, bo mimo wszystkich swoich słabości był dobrym ojcem. Uczył mnie być pracowitą i prowadzić przykładne życie, gdyż tylko ten, kto dobrze pracuje i dobrze wykonuje swój zawód, będzie postępował naprzód i coś osiągnie. Niestety, mimo że tak starał się mnie dobrze wychować, uszedł mu mały szczegół, bardzo istotny, a mianowicie to, że miałam także duszę, która umierała z głodu, i że on – jako wzór dla swej córki – miał do spełnienia misję: żyć Dobrą Nowiną i wiarą. Pod tym względem całkowicie zawiódł i po prostu nie widział, jak to moje życie tonęło w bagnie wskutek niedostrzegania przez niego tego szczegółu.

Bolało mnie, gdy widziałam, jakim kobieciarzem był mój ojciec. Czuł się szczęśliwy i dobrze mu było, gdy mógł opowiadać mojej matce i wszystkim ludziom – oraz chełpić się przy tej okazji – jakim to on jest „macho”, ponieważ miał równocześnie wiele kobiet i był w stanie trzymać je na wodzy oraz zadowalać. Poza tym wiele pił i palił. Z tych wszystkich wad i złych przyzwyczajeń mój ojciec był nawet dumny. Był bardzo zarozumiały. Błędnie uważał, że nie były to wady, a wręcz przeciwnie – cnoty, które czyniły go kimś wyjątkowym. Już w młodym wieku widziałam, jak mama siedziała w domu zalana łzami, gdy tata zaczynał chełpić się swoimi kobietami i przygodami, jakie z nimi miał. Im częściej to przeżywałam, tym większy był mój gniew, wściekłość i awersja, która mnie ogarniała. A teraz widzę przebieg mojego wcześniejszego życia i pojmuję natychmiast, że te niepohamowane uczucia powoli doprowadzały mnie do „duchowej śmierci”, do obumierania mojej duszy. Ogarniał mnie ogromny gniew, gdy musiałam przypatrywać się, jak tata perfidnie upokarzał mamę na oczach wszystkich.

Zaczynałam się temu przeciwstawiać. Zagadywałam mamę, próbowałam na nią wpłynąć. Mówiłam do niej na przykład tak: „Nigdy nie będę taka jak ty, nie pozwolę sobie na takie rzeczy ze strony mężczyzny. My, kobiety, nie mamy żadnej wartości w społeczeństwie i jesteśmy dlatego tak poniżane, bo są takie kobiety jak ty, pozwalające na wszystko; bo są kobiety, które ulegle poddają się samowoli tych „macho”; kobiety, które nie mają już godności ani dumy, a są bardzo podłamane psychicznie; właśnie takie kobiety, które pozwalają zarozumiałym mężczyznom na znęcanie się nad sobą i traktowanie siebie jak ostatnią szmatę.”

A do mojego ojca powiedziałam, gdy byłam nieco starsza: „Nigdy, uwierz mi i wbij to sobie do głowy, tato, nigdy nie dopuszczę do tego, żeby jakiś mężczyzna tak mnie traktował i upokarzał, jak ty to ciągle czynisz wobec mamy. Jeśli dojdzie do tego, że mężczyzna będzie mi niewierny i będzie mnie oszukiwał, zemszczę się na nim, zrobię mu to samo. Ze mną tak nie będzie, kochany tato!” W odpowiedzi otrzymałam od ojca solidne lanie. Krzyczał na mnie: „Co ty sobie myślisz? Na co sobie pozwalasz? Za kogo ty się masz, żeby tak do mnie mówić?”

Nie możecie sobie wyobrazić, jakim strasznym „macho” był mój ojciec. Nie mogłam trzymać języka za zębami i odpowiedziałam: „Nawet jeśli mnie bijesz i prawie mnie zabijasz, przysięgam ci, że nie pozwolę sobie na coś takiego. Gdyby doszło do tego, że jako zamężna dowiedziałabym się o niewierności męża, zemściłabym się na nim w straszliwy sposób, abyście wy mężczyźni zrozumieli, co przeżywa kobieta, gdy mężczyzna traktuje ją jak ostatnią szmatę, upokarza ją i znęca się nad nią jak nad mokrą ścierką.”

I tak napełniałam się tą awersją, gniewem i wściekłością i wypełniałam nimi myśli i umysł. Zatruwałam swój umysł i charakter. Kiedy dorosłam i byłam samodzielna – i oczywiście miałam już wystarczająco dużo pieniędzy – stale wywierałam presję na moją matkę, mówiąc do niej: „Mamo, wiesz co? Rozejdź się z tatą. Weź z nim rozwód!” Zachowywałam się tak, chociaż szanowałam tatę i lubiłam go. Mimo to ciągle zagadywałam mamę: „Nie może tak być, abyś tak po prostu znosiła takiego typa jak mój ojciec! Jako kobieta bądź świadoma swej godności! Odzyskaj honor i pokaż mu, że jesteś kimś cennym, wyjątkowym, a nie kawałkiem szmaty, którą może się wytrzeć!” Te i podobne frazy powtarzałam nieustannie mojej matce. Możecie to sobie wyobrazić? Robiłam wszystko, by rozdzielić moich rodziców, by skłonić ich do rozwodu.

Mama zwykle mawiała wtedy do mnie: „Nie, moja droga córko, nie rozwiodę się. Nie myśl sobie, że zachowanie twojego ojca nie jest dla mnie bolesne i upokarzające. Cierpię bardzo z tego powodu, co z pewnością możesz sobie wyobrazić. Ale ponoszę tę ofiarę i wytrzymuję, gdyż mam was – siedmioro moich dzieci. Jest was siedmioro, a ja jestem sama. Tak więc lepiej jest, aby tylko jedna osoba musiała cierpieć, a nie – siedem osób. W końcu twój ojciec jest dobrym tatą i nie mam serca, by tak po prostu uciec i pozostawić was, abyście sami dorastali. Pytam cię jeszcze: jeśli rozejdę się z twoim ojcem, kto wtedy będzie się modlił o jego nawrócenie, aby jego dusza została zbawiona? Cierpienie i poniżenie, jakie wyrządza mi twój tata, jednoczę z niewymownymi cierpieniami naszego Pana Jezusa Chrystusa na Krzyżu. Każdego dnia mówię naszemu Panu:‘To, co muszę cierpieć i znosić, jest przecież niczym w porównaniu z cierpieniami, jakie znosiłeś dla nas na Krzyżu. Aby moje cierpienie miało wartość, proszę Cię o to, bym mogła połączyć i zjednoczyć je z Twoim cierpieniem, tak aby to moje cierpienie otrzymało moc wyproszenia łaski nawrócenia dla męża i dzieci, by mogli zostać uchronieni od wiecznego potępienia!”

Nie rozumiałam tego wszystkiego i tylko potrząsałam głową z powodu „głupoty” mamy. Po prostu nie byłam w stanie tego pojąć. To były myśli, które były mi obce i diametralnie sprzeciwiały się mojemu stylowi życia i myślenia. Wiedzcie jeszcze, że nie tylko nie rozumiałam tego. Wypowiedzi mojej matki drażniły mnie i powiększały mój gniew. Doszło do tego, że zmieniło się całe moje życie, gdyż stałam się prawdziwą rebeliantką. Ten bunt objawiał się najpierw w tym, że angażowałam się w walkę o prawa kobiet i emancypację – i to nie tylko jako bierna uczestniczka... nie. Walczyłam o prawa kobiet na czele tego frontu.

Zaczęłam bronić aborcji, prawa kobiety do decydowania o swoim brzuchu; niezależności i prawa do bycia „singlem” czy życia w wolnym związku – do organizowania sobie życia z przygodnymi partnerami. Propagowałam rozwód jako dobre rozwiązanie problemów małżeńskich. W szczególności broniłam „prawa talionu”. A więc doradzałam zawsze kobietom, by odpłacały tym samym, by również one również mściły się na każdym niewiernym mężczyźnie „skokiem w bok” – jeśli to możliwe – z jego najlepszym przyjacielem. Chociaż sama osobiście nigdy nie byłam niewierna mężowi, to złymi radami wyrządzałam wielkie szkody bardzo wielu osobom. Niestety!

Nie zabijaj – aborcja

Kiedy w mojej Księdze życia doszliśmy do piątego przykazania Bożego: „Nie zabijaj”, pomyślałam sobie: wreszcie, nie mam sobie nic do zarzucenia, bo nikogo nie zabiłam. Ku memu ogromnemu przerażeniu Pan pouczył mnie o czymś całkiem innym. Pokazał mi z całą wyrazistością, że byłam niesamowicie okrutną morderczynią. Mordy, w jakie byłam uwikłana, należały do zabójstw, które w oczach Pana zaliczają się do tych najpotworniejszych: aborcja dzieci nienarodzonych.

Pewnego dnia moja przyjaciółka Estela rzekła do mnie: „Słuchaj! Masz 13 lat i nie straciłaś jeszcze cnoty?” Spoglądałam na nią oniemiała. Co chciała przez to powiedzieć? Moja matka opowiadała mi zawsze o wadze dziewictwa. Mówiła, że to dar, jaki panna młoda może ofiarować Bogu. Moja przyjaciółka jednakże odpowiedziała mi, wyrażając wyższość i zarozumiałość: „Moja matka zaprowadziła mnie do ginekologa, jak tylko dostałam pierwszą menstruację. Od tamtego czasu biorę pigułki antykoncepcyjne.”

Wtedy nie wiedziałam nawet, co to takiego. Wyjaśniła mi, że te pigułki służą temu, by nie zajść w ciążę. I opowiedziała mi, z jakimi mężczyznami już spała. To była duża ilość chłopaków i młodych mężczyzn. Powiedziała, że to takie przyjemne. Rzekła do mnie: „Widzę, że nie masz pojęcia o tym wszystkim.”Potwierdziłam. Powiedziała, że zaprowadzi mnie do miejsca, gdzie będę mogła się czegoś nauczyć. Byłam przestraszona, bo nie wiedziałam, gdzie chce mnie zaprowadzić.

Otworzył się przede mną nowy świat, całkowicie nieznany świat. Poszła z nią i innymi do kina, do centrum miasta, by obejrzeć film pornograficzny. Możecie sobie wyobrazić moje przerażenie? Dziewczynka, która wówczas miała 13 lat! Nie posiadaliśmy nawet telewizora. Możecie sobie wyobrazić taki film? Umarłam niemal ze strachu i wstrętu. Wydawało mi się, że jestem w piekle. Chciałam uciec, ale tylko wstyd przed moimi przyjaciółkami powstrzymywał mnie. Jednak niczego innego nie pragnęłam, jak uciec stamtąd. Byłam do głębi wstrząśnięta.

W tym dniu poszłam z mamą na Mszę świętą. I ponieważ czułam się bardzo źle, poszłam do spowiedzi. Mama uklękła przed ołtarzem i modliła się. Na spowiedzi powiedziałam zwyczajne rzeczy, że nie odrobiłam pracy domowej, że ściągałam na klasówkach, że byłam nieposłuszna... To były mniej więcej moje grzechy. Spowiadałam się zawsze u tego samego księdza i on znał moje grzechy mniej więcej na pamięć. Ale w tym dniu wyznałam też, że uciekłam mamie, żeby pójść do kina. Ksiądz był zupełnie zaskoczony i nieomal krzyknął: „Kto komu uciekł? Kto gdzie poszedł?” Przestraszyłam się ogromnie jego reakcji i spojrzałam bojaźliwie na matkę, czy coś usłyszała. Ona jednak klęczała spokojnie na swoim miejscu i modliła się. Bogu niech będą dzięki, pomyślałam, niczego nie usłyszała. Samo wyobrażenie sobie, że mogła coś usłyszeć, było dla mnie nieznośne. Wstałam od konfesjonału i byłam wściekła na księdza. Oczywiście nie powiedziałam mu, na jakim filmie byłam. Skoro takie cyrki wyprawiał z tego powodu, że byłam w kinie, jakie sceny by robił, gdyby wiedział o wszystkim. Może by mnie nawet zbił.

Od tamtej chwili szatan zaczął działać we mnie. Od tamtego czasu nie spowiadałam się szczerze. Wybierałam odtąd, co powiem, a co przemilczę. Zaczęły się moje świętokradzkie spowiedzi i przyjmowałam Komunię św., chociaż wiedziałam, że nie wyspowiadałam się szczerze. Przyjmowałam Pana świętokradzko. On pokazał mi, jak straszna była degradacja mojego życia, jak ten proces duchowej śmierci coraz bardziej postępował. Skutkiem tej degradacji było to, że przy końcu swego życia nie wierzyłam już w istnienie diabła ani w nic innego. A moje grzechy uważałam nawet za dobre czyny. Pan ukazał mi, jak kroczyłam jako dziecko trzymając się ręki Boga, jaką głęboką więź z Nim miałam i jak moje grzechy oddzielały mnie coraz bardziej od Boga i Jego prowadzącej ręki. Pan powiedział mi, że każdy, kto niegodnie przyjmuje Jego Ciało i Krew, ściąga na siebie potępienie. Spożywałam i piłam moją zgubę.

Zobaczyłam też w Księdze życia, jak diabeł był zrozpaczony, kiedy w wieku 12 lat wierzyłam jeszcze w Boga i chodziłam z matką na adorację. Diabeł był wściekły z tego powodu.

Gdy rozpoczęło się moje grzeszne życie, Pan dał mi odczuć, że pokój opuścił moje serce. Pojawiły się wyrzuty sumienia. A co powiedziały na to moje przyjaciółki? „Co? Chodzić do spowiedzi? Ty chyba zwariowałaś. To zupełnie nie jest na czasie. I to do tych księży, którzy mają większe grzechy niż my!” Żadna z nich nie poszła już do spowiedzi, ja byłam tą jedyną. Rozpoczęła się wewnętrzna walka między tym, co mówiły moje koleżanki a tym, co mawiała moja matka i co podpowiadało mi sumienie. Szala stopniowo przechylała się i moje koleżanki zwyciężyły. Nie chciałam bowiem spowiadać się u tych „starych” księży, nastawionych negatywnie do ciała, a na pewno nie u tych, którzy wzburzali się tylko dlatego, że się szło do kina. Widzicie tutaj przebiegłość szatana. Odsunął mnie od spowiedzi, gdy miałam zaledwie 13 lat. Okazał się bardzo podstępny. Wiecie, on podsuwa nam złe pomysły. W wieku 13 lat Gloria Polo była już żywym trupem, jeśli chodzi o jej duszę. Dla mnie jednak było to czymś ważnym i dumna byłam z tego, że mogłam należeć do tej małej grupki moich koleżanek, do tych „fajnych”, mądrych dziewczyn, który wmawiały sobie, że wiedzą więcej niż wszyscy ich rodzice razem wzięci. Mając 13 lat myślałyśmy, że wszystko wiemy i byłyśmy zdania, że każdy, kto mówił o Bogu, był nienowoczesny lub szalony. To co nowoczesne – to korzyści i przyjemności... Konsumpcja, przyjemności – to było w modzie.

Nie powiedziałam wam jeszcze, że wtedy, gdy stałam nad przepaścią do piekła i nagle rozległ się głos Pana, wszystkie demony uciekły. Uciekły gdzie pieprz rośnie, jeden tylko został. Bóg pozwolił mu zostać. Ten ogromny demon krzyczał przeraźliwym głosem: „Ona należy do mnie! Ona jest moja! Należy do mnie! Jest moja na zawsze!” Ten demon mógł tylko dlatego pozostać, gdyż był przywódcą hordy, która zagnieździła się we mnie i manipulowała wszystkim w moim życiu, abym grzeszyła. Podstępnie wykorzystywali moje słabe strony. To ten demon trzymał mnie z dala od spowiedzi. Dlatego Pan zarządził, aby był obecny. Ten diabeł krzyczał strasznie, gdyż obawiał się, że łup może się mu wymknąć w ostatnim momencie. Wrzeszczał przeraźliwie i oskarżał mnie. Mógł pozostać, gdyż umarłam w stanie grzechu śmiertelnego. Od 13 roku życia bowiem nie spowiadałam się należycie, a wcześniej raz, dwa razy moja spowiedź nie była ważna. Należałam zatem do tego demona i z tego względu mógł być obecny na egzaminie.

Możecie sobie wyobrazić, jak się czułam, gdy moje wszystkie grzechy zostały mi przedstawione? Było ich tak wiele. I do tego wszystkiego te złośliwe, szydercze oskarżenia... Nie mogłam tego wytrzymać, gdy tak wrzeszczał, że należę do niego. To było coś niewyobrażalnie strasznego. Zły trzymał mnie z dala od sakramentu pokuty i pozbawiał mnie przez to uzdrowienia i oczyszczenia mojej duszy przez Jezusa. Za każdym razem bowiem, gdy grzeszyłam, grzech nie był czymś „za darmo”. Grzech jest własnością szatana i musimy za niego zapłacić. Mój grzech był tak wielki, że diabeł wypalił pieczęć na mojej duszy. Ta pierwotnie tak cudowna, przeniknięta światłem dusza, jaką widziałam podczas mojego poczęcia, stawała się coraz ciemniejsza, czarna. Była jedną, straszną czernią.

Tak więc ciągle świętokradzko przyjmowałam Komunię św., nie odbyłam prawie w ogóle dobrej spowiedzi, wtedy jak jeszcze chodziłam się spowiadać. Zawsze, zanim skorzystamy z sakramentu pokuty, musimy prosić Ducha Świętego i naszego Anioła Stróża, aby nas oświecili, aby ciemność naszego umysłu rozjaśniła się. Jedną bowiem z rzeczy, którą diabeł czyni z upodobaniem, jest zaciemnianie naszego umysłu, tak że sądzimy, że nic nie jest grzechem, że wszystko jest w porządku, że nie trzeba spowiadać się u księży, bo ci więcej mają grzechów niż my sami, że spowiedź wyszła z mody. To oczywiste, że dla mnie było wygodniej już się w ogóle nie spowiadać.

Aborcja mojej przyjaciółki Esteli

Gdy miałam 13 lat, moja przyjaciółka Estela zaszła w ciążę. Gdy mi o tym opowiedziała, zapytałam ją: „Ale chyba wzięłaś pigułki?” Odparła: „Tak, ale to na nic się nie zdało.”Powiedziałam: „I co teraz? Co zrobisz? Kto jest ojcem?” Odpowiedziała: „Nie wiem.” Nie wiedziała, czy było to podczas tego lub tamtego spaceru albo na festynie, czy też ojcem dziecka jest jej narzeczony. Powiedziała mi: „Powiem po prostu, że to jego”. W czerwcu wyjechałam z mamą na wakacje. Estela była już wtedy w piątym miesiącu ciąży. Kiedy powróciłam, byłam zaskoczona. Nie było już oznak ciąży. Nie było widać grubego brzucha. Wyglądała jak trup, tak była blada. Nic nie pozostało z tej ekstrawertywnej, żywej dziewczyny, która tak chętnie się bawiła. Krótko mówiąc, nie była tą samą dziewczyną, tym radosnym podlotkiem co niegdyś, skłonnym do zabaw. Miała zamglone spojrzenie. Nie chciała mi w ogóle opowiedzieć, co się stało. Ale pewnego razu byłam u niej w domu i wtedy pokazała mi bliznę po operacji, z aborcji. Powiedziała: „Gdy moja matka dowiedziała się, ze jestem w ciąży, tak się wściekła, że natychmiast wzięła mnie za rękę, wcisnęła do samochodu i zawiozła do ginekologa. Gdy tam dotarłyśmy, rzekła mu: ‘Jest w ciąży. Proszę, niech pan żąda, czego chce, ale natychmiast trzeba operować moją córkę i usunąć ten problem”. Jak rzeczowo: problem.

Potem otworzyła szafę i pokazała mi słoik, w którym w roztworze spirytusowym znajdował się płód. To było jej dziecko. Było już całkowicie rozwinięte, zakonserwowane w tym słoiku. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Jej matka obstawała przy tym, aby Estela miała przed oczyma konsekwencje swego błędnego postępowania. A na wieczku tego słoika stało pudełko z pigułkami antykoncepcyjnymi, aby nigdy nie zapomniała ich brać. Wyobrażacie sobie coś takiego??? Zobaczcie, jak grzech czyni człowieka chorym. I jak matka, ślepa duchowo, bierze własne dziecko do lekarza, aby usunąć niechciany owoc łona. I do tego ten absurdalny pomysł z zakonserwowanym płodem, aby stawiać jej go przed oczami każdego dnia, by nie zapominała brać pigułek. By za każdym razem, gdy otworzy szafę, widziała swoje dziecko i pamiętała o tych pigułkach. To naprawdę chore, to jest po prostu demoniczne. Takie rzeczy robi diabeł, gdy przez grzech otwieramy mu drzwi i nie chcemy go zmazać w sakramencie pokuty i pojednania, którym może szafować rzymskokatolicki kapłan.

Kiedy zapytałam moją przyjaciółkę, czy cierpi, odpowiedziała ironicznie: „Ach, dlaczego mam być smutna? To najmniejsze zło, znieść tych parę bólów, niż żebym miała się użerać z tym dzieckiem przez całe życie! Ten problem został tak łatwo rozwiązany!” To było kłamstwo, gdyż nie była już nigdy taka, jak wcześniej. Nie minęło dużo czasu i wpadła w straszną depresję. Zaczęła brać LSD. A ponieważ byłam jej najlepszą przyjaciółką, zaproponowała mi spróbowanie. Jednak przestraszyłam się tego. Chętnie bym spróbowała, ponieważ mówiła, że ten narkotyk daje takie przyjemne uczucie... Człowiek ma wrażenie, jakby się unosił, jakby był na chmurach... i opowiadała mi o innych cudach, abym tylko spróbowała. Tak, chętnie bym skosztowała, ale nie mogłam. Bałam się i powiedziałam jej: nie da rady, bo przesiąknę tym zapachem, a gdy moja matka to odkryje, zabije mnie. Ma wyostrzony zmysł powonienia, zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała.

Faktem jest, że nie spróbowałam tej używki, chroniona przez mojego Anioła Stróża i dzięki modlitwom mojej matki. Pan ukazał mi teraz w mojej Księdze życia, że nie spróbowałam narkotyku nie tyle ze strachu przed moją matką, ale dlatego że udzielił mi łaski, abym tego nie uczyniła, i dlatego że miałam matkę, która się za mnie modliła. Jej modlitwa różańcowa uchroniła mnie od wpadnięcia do tej otchłani. Moje koleżanki nie były jednak ze mnie zadowolone. Dyskutowały, krzyczały, mówiły, że jestem nudziarą, bo nie wzięłam w tym udziału. Ale nie mogłam, po prostu nie mogłam. To była jedna z wielu łask, które otrzymałam, gdyż miałam matkę, która była tak związana z Bogiem i modliła się za mnie. Modlitwa jest tak bardzo ważna.




strona: 3/6
1 2 3 4 5 6 

«« Powrót do listy wiadomości


 Zapisz w schowku     Drukuj       Zgłoś błąd    12427





Jeżeli znalazłeś/aś błąd, nieaktualną informację lub posiadasz materiały (teksty, zdjęcia, nagrania...), które mogą rozszerzyć zawartość tej strony i możesz je udostępnić - KLIKNIJ TU »»

ZAKOPIAŃSKI PORTAL INTERNETOWY Copyright © MATinternet s.c. - ZAKOPANE 1999-2024