Wędrując po Tatrach natykamy się czasami na krzyże, kapliczki, figurki świętych. Zdarza się, że takie miejsca związane są z wyznaniem wiary - jak krzyż Pola w Dolinie Kościeliskiej lub krzyż na Giewoncie. Niejednokrotnie jednak tak upamiętnione zostały tragiczne wydarzenia. Jeżeli więc widzisz przy szlaku zapalony znicz lub figurkę Madonny w skałach, zatrzymaj się na chwilę. Być może tu właśnie zginął człowiek.
Mijają lata, przychodzą w Tatry kolejne pokolenia. Jak już niewielu pamięta o pierwszych zdobywcach Tatr, o przewodnikach, turystach i taternikach, którzy udostępnili te góry dla wszystkich, za swą pasję poznania i chęć okiełznania niedostępnej przyrody płacąc nieraz cenę najwyższą. Przewijają się przeważnie jeszcze w pamięci nazwiska Klimka Bachledy, Tytusa Chałubińskiego, może jeszcze Mariusza Zaruskiego. Najczęściej jednak młody turysta patrząc na kamień Karłowicza pod Kościelcem lub na nazwę na mapie, na przykład - żleb Drege’a, zastanawia się: cóż to jest, komu i dlaczego poświęcono to miejsce.
Warto przybliżyć niektóre osoby i zdarzenia, które wiążą się z rejonami znanymi wszystkim turystom tatrzańskim. Wzmianki o różnych faktach pojawiają się w wielu przewodnikach, artykułach i wypowiedziach o Tatrach - bez wstępnych wyjaśnień, jako odwołania oczywiste dla autorów. Czas jednak zaciera pamięć o ludziach i ich biografiach. Dla najmłodszych pokoleń turystów, wchodzących dopiero w góry, wiele haseł i nazwisk brzmi dziś pusto. Przywołajmy zatem przynajmniej kilkoro z tych, którzy poświęcili swe życie Tatrom, w dosłownym tych słów znaczeniu. To osoby najczęściej wspominane i kojarzone z najbardziej popularnymi rejonami Tatr. Wspominając te smutne wydarzenia, zastanówmy się też chwilę nad ich przyczynami, aby to wspomnienie było nie tylko kolejnym przyczynkiem do faktografii tatrzańskiej, ale też ostrzeżeniem i zachętą do bardziej rozważnego planowania górskich eskapad. Tak, by w przyszłości jak najmniej dróg kojarzyło się z nazwiskami tych, którzy utracili na nich życie.
Pomiędzy Pośrednim i Skrajnym Granatem spada w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego 400-metrowy żleb. Wielokrotnie był miejscem wypadków, gry turyści idący Orlą Percią mylili drogę i kierowali się w jego stronę, schodząc nim ku widocznej jak na dłoni Hali Gąsienicowej. Początkowo droga prowadzi łatwo, później pojawiają się trudności możliwe do pokonania w zejściu, ale odcinające powrót w górę. Wreszcie, gdy piargi nad Czarnym Stawem wydają się być tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki, żleb urywa się nagle, podcięty urwistym 180-metrowym kominem. Nosi nazwę Żleb Drege'a, od nazwiska pierwszego turysty, który w nim zginął, w 1911 roku, właśnie na skutek zmylenia drogi.
Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym wznoszą się turnie Kościelców. Z Hali Gąsienicowej na główny szczyt wytyczono szlaki turystyczne, poprzez Mały Kościelec i Przełęcz Karb. Od podnóży prowadzą drogi taternickie. Bliskość Zakopanego od dawna powodowała popularność tych szczytów wśród taterników. Ale ta popularność miała i smutną stronę. Rejon stał się miejscem wielu wypadków. Czy warto ginąć dla wschodniej lub zachodniej ściany Kościelca? To pytanie stało się wręcz symboliczne. Lawinę artykułów prasowych i ostrych dyskusji nad sensem taternictwa spowodowała śmierć człowieka niezwykle aktywnego i popularnego w Zakopanem - Mieczysława Świerza (1891-1929). W największym skrócie można powiedzieć o nim: polonista, nauczyciel katowickiego gimnazjum, historyk literatury, autor opracowań historycznoliterackich, doktor filozofii, pasjonat Tatr. Był jednym z najwybitniejszych taterników i pisarzy tatrzańskich, przez wiele lat redaktorem "Taternika", autorem wspaniałych opowiadań o Tatrach, (publikowanych głównie w "Taterniku") oraz przewodników o regionie (m.in. 4-tomowego przewodnika taternickiego "Wysokie Tatry" oraz "Przewodnika po Tatrach i Zakopanem", będącego "biblią" dla wielu pokoleń taterników i turystów). Próbując dorównać nowemu, młodszemu pokoleniu taterników, stawiał sobie coraz ambitniejsze, coraz trudniejsze zadania. Zginął w 1929 roku na zachodniej ścianie Kościelca, gdy na skutek ukruszenia się chwytu odpadł od ściany, a linę asekuracyjną przecięła ostra krawędź skalna. Imieniem Mieczysława Świerza oraz jego ojca - Leopolda (zasłużonego badacza i popularyzatora Tatr) Polskie Towarzystwo Tatrzańskie nazwało wówczas schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich.
Nad Pustą Dolinką, ku południowi, w stronę Doliny Pięciu Stawów spadają skrzesane, gładkie płyty. Jakby rzucone w pionie, zastygłe w bezruchu. Zamarła Turnia. Południowa ściana tego szczytu przez wiele lat uchodziła za niemożliwą do pokonania. Pionowe płyty, pozornie idealnie gładkie, pozbawione chwytów - odstraszały, ale i przyciągały. Wszystkiego zaledwie 140 metrów. Czy była godna tego, by jej zdobycie okupywać krwią?
W roku 1910 pokonali ją po raz pierwszy Bednarski, Lesiecki, Loria i Zdyb, a przez następne 10 lat powtórzono to zaledwie 5 razy. Do czasów współczesnych doczekała się już setek przejść, ale do dziś bez wątpienia należy do najsłynniejszych i najtrudniejszych ścian tatrzańskich. Złą sławę Zamarła Turnia zawdzięczała wyjątkowo dużej liczbie wypadków śmiertelnych, jakie się na niej zdarzyły podczas prób jej zdobycia i powtórnego przejścia. Do najbardziej znanych i wielokrotnie opisywanych należy wypadek Stanisława Bronikowskiego - w roku 1917. Wydarzenia te znane są z bezpośredniej relacji malarza i literata Rafała Malczewskiego (syna sławnego Jacka), który porzucił na zawsze taternictwo, przeżywszy dramatyczne chwile w skale w oczekiwaniu na pomoc, po śmiertelnym upadku przyjaciela. W roku 1927 opinię publiczną poruszyła śmierć Mieczysława Szczuki - niezwykle utalentowanego i wielostronnego, awangardowego artysty plastyka (malarz, grafik, rzeźbiarz). Zginął, odpadając z Zamarłej, w wieku 29 lat. W roku 1929 siostry Lida i Marzena Skotnicówny, zginęły podczas pierwszej próba przejścia południowej ściany Zamarłej w zespole czysto kobiecym. Marzena miała lat 18, Lida - zaledwie 16. O skali trudności świadczy fakt, że pierwsze udane wejście kobiece nastąpiło dopiero w 1960 roku.