E-mail Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Podhale
 Regiony Podhala
   gm. Bukowina Tatrz.
   gm. Nowy Targ i Szaflary
   gm. Kościelisko
   gm. Poronin
   gm. Czarny Dunajec
   gm. Biały Dunajec
   gm. Zakopane
Warto odwiedzić
Wycieczki po Podhalu
 Folklor podhalański
   Gwara góralska
   Muzyka
   Taniec
   Zwyczaje
   Strój regionalny
    Śpiewnik góralski
   Budownictwo
   Sztuka
   Pasterstwo
   Oscypek
   Ciupaga
   Górale
   Kuchnia
   Legendy
   Owczarek podhalański
 Kultura i sztuka
   Muzyka
   Malarstwo
   Rzeźba
   Literatura
   Architektura
   Artyści
 Imprezy w regionie
 Aktywny wypoczynek
    Rowery
   Taternictwo
   Speleologia
   Paralotnie
   Ski-alpinizm
   Narciarstwo
   Turystyka jaskiniowa
   Trasy biegowe
   Turystyka piesza
   Sporty wodne
Powiat Tatrzański
Aktualności
Forum dyskusyjne
Zakopane, Tatry, Podhale
E-mail
Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Zakopane


zapamiętaj numer alarmowy w górach!!!
0 601 100 300
 nawigacja:  Z-ne.pl » Portal Zakopiański

Legendy
O kowolu co był w raju i nie był w raju
Andrzej Skupień Florek
    Był cas na świecie taki co i Poniezus, tak jako i my miyskał se na ziemi i po niej chodzoł, przypatrzowoł sie ludziskom jako sie im gazduje, ale coś, kie sie mu chodzynie ukotwiło, bo go to i nogi zabolały tosto kupił se wózek taki nie duzy ani nie mały ino taki co prawie coby se móg siednąć, tórbke z jedzeniem połozyć i jechać. Po swoim Ojcu Józefie świętym ostoł mu osioł, to se go do wózka zaprzęgnon i jechoł ka fcioł. Objeździł calutki świat, jaz sie mu przywidziało pojechać na tyn zaś drugi. Trza zajrzeć tam - pomyśloł se, noj pojechoł. Jedzie i jedzie jak przyjechoł na skrzyzowanie dróg, pociągnon osła za prawy powódek skręcając na dróge niebieskom. Dróga była jakto zwycajnie do nieba skalisto, to tys i wózek podchipkowoł bo to i dziury w drodze tys były. Nie prec ujechoł kie naraz słysy trzask. Śloz z wózka, patrzy, a tu koło mu sie złamało.
    - Co tu robić? - myśli se Poniezus. Nima inej rady ba trza naprawić, bo tak na trzók kołak nie pojedzies - mus jakiego kowola sukać. Nie wielo myślęcy łapił kulik z płotu, podłozył pod oś i jednym końcem przywiązoł do lyterecki i pojechoł - trzy koła sie obracały co były całe, a za to cworte wlók sie podłozony kulik. Ujechoł spory kęs drogi, kie trafił przy dródze na kowola. Stanon przed kuźniom z wózkiem, som zaś wlas do kuźnie pieknie zdrówkając kowala:
    - Scęść Boze! Dobrze sie Wom klepie?
    - Dej Panie Boze! Zejta jesce dość...
    - Wiycie co swoku - powiado Poniezus - zepsuło mi sie koło u wozu, mozebyście mi naprawili, jo wom zaplacem.
    Kowol nie doł sie długo pytać, bo od tego był kowolem, wzion koło i naprawił, a kie juz było gotowe, Poniezus sie pyto kielo zarobił. Kowol zaś nie śmioł pedzieć kielo, chycił sie dropać po głowie, boł sie pedzieć coby sie mu duzo nie widziało. Poniezusowi nie było na stociu, to sie pilno obzywo i powiado mu tak:
    - Dom wom taki stołek, ze jak fto noń siednie, to juz sam śniego nie ślezie pokiel mu wy nie kozecie. Dom wom tys jesce i taki kuferecek, ze jak fto do niego siągnie rękom, to juz jej bez wasej wóle nie wyjmie, no i dom wom jesce trzeciom rzec, a bedzie to jabłonka, takie wiycie drzewko co se go posadzicie i bedzie miało jabka, a jak wyńdzie na niom fto, to nieślezie śniej pokiel mu wy nie kozecie.
    - Nej dobrze powiado kowol, kontet ze syckiego co mu Poniezus daje. Poniezus tys był rod, ze mu sie nie prociwi, to mu jesce oznajmił kiele casy bedzie zył, ze od dziś za dwaścia roków przydzie poniego śmierzć. Kowalowi zwidziało sie to dość duzo i tys był rod. Ale choć dwaścia roków długie, to jednak przeleciały i roz śmierzć tu u kowola sie zjawiła.
    - Hyboj bracie, bo juz na cie cas! - powiedziała.
    - He, pomałuze ino, pomałuze moja śmierztecko, siedni se tu i pockoj zakiela sie umyjem i ubierem - powiado jej kowol podając jej stołek.
    - Siednem se, bo mie i nogi bolom, ale sie mi wartko ryktuj - powiado śmierzć. Siadła se i siedzi godzine, siedzi drugom, a kowol nic ino robi swoje, fajke kurzy i spluwo. Śmierzć się złości, klnie kowolowi a nakazuje coby sie warcej zbieroł, a on nic ino se gwizdnon: fit! Cym straśnie jom spiók, ze jaz hipnąć na niego fciała, ale cos kie ani rus - nimogła wstać ze stołka. Sarpała sie we syćkie strony, ale nic niepomagało. Ozbecała sie śmierzć jak koza, bo boła sie Pana Boga co jej powie zato daremnikowanie. Rada nie rada wyciągo rękę do kowola na zgode i powiado mu tak:
    - Puść mnie, niek z tela idem, a ja ci to dam co ino zywnie bedzies kcioł.
    - Dobrze, powiado kowol - daj mi jesce dwaścia roków zycio na świecie to cie pusce!
    - Bier i zyj! - pedziała śmierzć, przystając na to co kowol fce i uwolniona pognała w świat.
    Dwaścia roków nie mały cas, ale i on przeminom sie chnet, a śmierzć znowu do kowola przysła. Na stołek juz teroz siadać nie fciała - Nimom casu, nie siadom! Pedziała. - Bier sie!
    - Ho, ho, na tamten świat dróga daleko - goda jej kowol - nabier se śmierztecko dudków tu stego kuferka kielo ci sie widzi, mogom sie nom przydać. Piniądze zawdy były i som łakome, nik śnimi nie gardzi, to i śmierzć sie ułakomiła na nie. Włozyła ręke do kuferka, nabrała pełnom garzć, ale cos nimoze ręki wyjońć z kuferka. Odraz zmiarkowała co jom z tej biydy wyratuje, to tys zaroz, bez pytonio przedłuzyła kowalowi zycie o dalse dwadzieścia roków i poleciała prózno - bez kowola i bez piniędzy. Ale śmierzć tys uparto była i przysła za trzecim razem po niego. Ostrozna bars, ze ani do izby nie fce iść, ino bez okno na kowola woło. Gorąc na polu był strasny, to i jej, śmierzci, zeskło sie w gardle i pytała coby sie jej podoł cego napić.
    - Nimom tu nic do picia - powiado kowol - ale idź hań, o wis, urwi se jabko pokazując jej jabłonke. Śmierzć wysła se na jabłonke, urwała pare jabłek, zjadła i nawet pokrzepła z nik, bo jabka były wodniste i dobre jak wino. Fce źleść z drzewa, a tu ani rus. Nimoze ani ślyść, ani spaść chodź sie ręcami puściła het. I znowu w pytanie kowola coby jom puścił.
    - Dej jesce roz dwaścia roków zycio to cie pusce - powiado Kowol.
    - Bier plugocu zatracony, kieś telo łakomy tyk roków, bier!
    - No to mi słaź! Uciekaj z mojego drzewa!
    Posła, zmęcona, opalona na corno od słonecka. Bechła w las, a kowol śmiał sie z niej jaz do ozpuku, jaz sie za brzuk trzymoł, coby mu nie puk - haj!
    Tak to wej kowol wywiód śmierz na dziadków ogródek, ale ta i jemu na koniec przysło. Zył i zył, jaz sie pieknie ukotwiło zycie na świecie bez roboty, bo choć było roboty dość, to jednak on juz nimóg robić - stary był i słaby. Przysełcas, co som prosił Boga o śmierzć ze już kce iść prec z tego świata. Dowiedziała sie o tym śmierzć i przyleciała i teroz poseł śniom. Idom se oba, wroz i idom, a wsędej koło nik ciymności i krzyki strasne. Śli i śli, jaz dośli na tyn drugi świat. Stanyni przed pieknom, jakby ze złota bramom. Śmierzć idzie piyrso, a za niom kowol. Śmierzć zapukała, dźwiyrze końdek sie podchylyły, ze ino tako wąziutko sparka sie zrobiła. Śmierzć chudo, ciyniućko wemskła sie wartko sama i co tfu przed samiućkim nosem kowolowem przywarła dźwiyrze nie wpuscając go do nieba. Sama wlazła, a on ostoł w ciymnym polu. To ze go nie wpuściła toby było jesce nic, ale na niego nagodała rzecy nie stworzone jaki on to chytry cłek, jako jom bez tele roki za nós wodził, tak nagodała i przepytała syćkik świętyk coby go tu do nieba nie wpuścili. Kowol tyz cicho nie stoł przy bramie ba pukoł ładnie i pytoł, a kie nic nie pomagało zacon burzyć i pchać sie do dźwiyrzy kielo ino mioł siły. Z drugiej strony śmierzć i ini święci trzymiom dźwiyrze zaparci do nik plecami a do ziymie nogami, a śmierzć powiado - trzymojmy sie tu wroz dobrze, coby nie wlos, tost trzymali. Kowol choć chłop mocny był, to i tak nimóg dać rady sie wepchać.
    - A co nom powie Poniezus, ze my tak trzymiemy te dźwiyrze? - obezwała sie święto Jagnieska.
    - Poniezus nie musi otym wiedzieć - powiado święty Pieter - jo tu gazdom!
    Kie oni se tam tak dokwalujom, tu z drugiej strony kowol bije pięściami w dźwiyrze, dre sie i wrzescy co ino mo pary w gębie ze jaz strak broł, syćka urzędnicy niebiescy powychodzili ze swoik kancelarii i dopytujom sie co sie to tu robi?
    - Pocoście tu przyśli, do roboty! - Zakrzycoł ik święty Pieter - warujcie se swojego! Co wos obchodzi co se tu robi?!
    Cos mieli robić biydne urzędniki niebieskie, ba sie ino przypatrzyli jeden po drugim, okulory na nosak poprawili i kazdy na swoj urzędowy stołek sie wrócił.
    Kowol zaś, chłop uparty jak chowieda pcho dźwiyrze i pcho jaz trzescom. Końdek odepchnon, ale ino telo co ledwo między dźwiyrze a próg wraził nogę i woło: - O joj, raty, moja noga, moja noga! Puście, Jezus Mario, puście! - noge mi ozpucycie! Krapke ulzyli, ale kowol nogi nie wyjmowoł, ba jesce głowe pcho. Troche popnon rękom i chop juz był tam - w Raju. Ościągnon warciutko swój kowalski fartuk i siod se na nim. A ci, z tamtej strony, co dźwiyrze trzymali, teroz, jak go tu uwidzieli całym garłem na niego wsieli:
    - Ty dziadu zatracony!
    - Ty obiysiu! Ty nos tu za nic mos?
    - I Panajezusa tys?
    Pocoś tu przyseł? Wynoś się z tela, tu nie twoja dziedzina!
    Ale kowol śmioł sie śnik do ozpuku.
    - Zje cos wy se rachujecie pachołki zatracone - jo Panajezusa rad widzem, bo i wózek jek mu naprawił i tu se bedem ka i on. A cy to was ten Raj? Cy jo na wasym raju siedze. Jo se siedze na swoim fartuchu, a nie wasym Raju, icie ode mnie prec! Nie wiedzieli ani święci ani śmierzć co mu majom pedzieć, pośli. A kowol? Kowol do dnia dzisiejsego siedzi niby w Raju, niby nie w Raju - ale przecie zawse w niebie.

żródło:
Andrzej Skupień Florek - "O Tatry wy moje" - oprac. Janina i Franciszek Sichelscy
«« Powrót do listy
 Zapisz w schowku     Drukuj       Zgłoś błąd    5200





Jeżeli znalazłeś/aś błąd, nieaktualną informację lub posiadasz materiały (teksty, zdjęcia, nagrania...), które mogą rozszerzyć zawartość tej strony i możesz je udostępnić - KLIKNIJ TU »»

ZAKOPIAŃSKI PORTAL INTERNETOWY Copyright © MATinternet s.c. - ZAKOPANE 1999-2024